reportaż | autor: Magdalena Głogowska
praca napisana w ramach zajęć: formy i gatunki dziennikarskie
prowadzący: red Waldemar Pławski
– O której chcecie wyjechać?
– O 6:30 mamo. Jedziemy autostradą do Lublina, potem jakoś do Zamościa, a z stamtąd już na Ukrainę.
– Tylko błagam cię uważaj na siebie i bądź grzeczna.
– Tak jest, mamo…
Nie wiem skąd się wzięło to głupie stwierdzenie, że dziewczęta, które poruszają się autostopem są bardziej narażone na niebezpieczeństwo, gwałty, zaczepki czy inne wybryki nieznanych im kierowców. Owszem, jeśli zakładam krótką miniówkę, kolorowe paseczki czy zbyt opinającą bluzkę, mogę założyć, że pewnego razu opasły i spocony pan trzymający kierownicę potężnego tira, złapie mnie za kolano.
To, co czułam przejechawszy ponad 1 239 km o miliony lat świetlnych wyprzedziło wszystkie wysokolotne doznania, jakie do tej pory w życiu doświadczyłam. Jestem dumna i zadowolona, że mogłam to na własne oczy zobaczyć, poczuć, przeżyć.
Wybaczcie to nazbyt osobiste wyznanie (choć cały tekst taki będzie), ale postanowiłam wraz z przyjaciółką wyruszyć w nieznaną nam podróż na Ukrainę, gdzie nie poosiadawszy pomysłów na noclegi, atrakcje i inne wariacje, przesiadałyśmy się z samochodów osobowych, po ciężarówki, ciągniki, czy inne udziwnione maszyny transportowe. Trzymając w ręku tylko mapę, miałyśmy nadzieję, że nie zboczymy z ustalonej nam wcześniej trasy, zdobędziemy noclegi i ujrzymy na własne oczy to, co było naszym celem.
Poniedziałek wieczór. Pakowanie. Po całotygodniowych wariacjach w pracy nadeszła pora, aby wyłączyć choć na chwilę wszystkie ważne sprawy, wziąć duży plecak i spakować tylko, to co najpotrzebniejsze na drogę. Paszport, dokumenty, pieniądze, majtki i szczoteczka do zębów – to, cały czas powtarzam sobie w głowie.
Gdy dzień przed wyjazdem zasiadam przed telewizorem, nie znoszę gdy szanowny Pan Zubilewicz z TVN prognozy pogody oznajmia mi, że w tym tygodniu będzie słonecznie z przelotnymi opadami deszczu i zimna. To najgorsze, co może usłyszeć podróżnik czekając na pomyśle warunki na drodze.
Gdy mój pakunek już prawie rozrywa się w szwach, wchodzi moja mama. Zawsze spogląda na mnie niechętnie, gdy próbuje zrobić coś szalonego i odkrywczego w swoim życiu. Wystarczy, że jestem 3 dni poza domem, w domu babci oddalonym o 120 km od Warszawy, a ona już przestrzega mnie o zły rzeczach, dziwnych losach ludzi oraz jak to mam uważać na siebie i być grzeczna. Co to znaczy być grzeczną? To znaczy, że mam być kulturalną i serdeczną wobec obcych mi ludzi, czy też mam nie kombinować z nieznanymi mi dobrze mężczyznami? Nigdy to nie jest u niej jednoznaczne.
Wszystko gotowe. Pora kłaść się spać. Zostało mi jeszcze tylko 5 godzin do pobudki. Przed zaśnięciem, klękam przed łóżkiem, składam ręce i głośno w myślach wypowiadam słowa “Ojcze nasz, któryś jest w niebie (…)”, a żeby modlitwa miała jeszcze większy skutek mówię na głos “Święta Maryjo, Matko Boża (…)”. Mam nadzieję, że to pomoże. Leżę, powoli zamykam oczy. Cholera! Zadzwonię, jeszcze do przyjaciółki i zapytam czy na pewno spakowała pastę do zębów.
Godzina 8:20. Jesteśmy w Wesołej tuż przy drodze nr 17. To właśnie tutaj rozpocznie się nasza przygoda. Jako zgrany duet mamy ustalony podział ról. Ja, stojąc z ogromnym plecakiem, wystającym ponad głowę, macham do kierowców życzliwie, zapraszając, aby któryś z nich skusił się zabrać ze sobą dwie sympatyczne autostopowiczki. Moja przyjaciółka – Ola, kuca tuż przy drodze i pisze na tabliczce nasze pierwsze miasto docelowe – Lublin.
Ola to sympatyczna dziewczyna. Znamy się od lat. Od 1klasy podstawówki zawsze zasiadałam z nią w szkolnej ławce. W trakcie dalszej edukacji, nasze drogi się rozeszły, ale miałyśmy stały kontakt w drużynie harcerskiej, którą wspólnie prowadziłyśmy. Olka to zaradna, mądra i pomysłowa dziewczyna. Lubię z nią wyjeżdżać, bo wiem że z nią nic złego mi się nie przydarzy.
“– Tylko błagam cię uważaj na siebie i bądź grzeczna. – Tak jest, mamo…”
Gdy człowiek stoi tuż przy skrzyżowaniu i wymachuje energicznie rękami, czuje się jakby był wystawiony na publiczne pośmiewisko. Widać go z każdej stronny, jak uprawia poranny jogging, pocąc się, krzycząc i ćwicząc mięśnie przedramienia zasadą “góra, dół, góra, dół”. Moją teorią na udane złapanie stopa jest to, że trzeba pokazać potencjalnemu kierowcy, że nie jesteśmy nudnymi turystkami, które nie zdążyły na ostatni autobus, lecz pełne entuzjazmu i sympatyczne dziewczęta, które wyruszają w podróż w nieznane. Statystyki potwierdzają, że czas reakcji u przeciętnego kierowcy to jakieś 2 – 3 sekundy, więc takie zachowania są po prostu lepiej zauważalne.
Mija 20 sekund. Od wystawienia tabliczki, a już zatrzymuje się zielony Seat Mini III. Udało się! Jesteśmy super! Ponieważ Ola ma cieplejszy ton głosu, to ona pyta, czy mężczyzna zatapiający się w siedzisko swojego fotela, podrzuci nas do Lublina. Mamy szczęcie, krępy facet z zakolami na pół czoła wyrzuci nas jeszcze dalej, niż się spodziewałyśmy. Później jego droga odbija na Chełm.
Nie lubię małych samochodów. Drażnią mnie trzydrzwiowe pojazdy, które mają pojemność komórki pod schodami. To tego jeszcze te wpełzanie z ciężkim plecakiem na tylne siedzenia – masakra.
– Tylko jedna z was do tyłu – oznajmił kierowca. Chyba nie miałam wyboru padło na mnie.
Po wyglądzie wnętrza samochodu, można rozpoznać człowieka. Fotelik dziecięcy, przewieszona marynarka, mnóstwo porozrzucanych zabawek, jakiś worek z wystającymi ciuchami, pralka w bagażniku, a do tego jeszcze wystająca cześć rurki, znajdująca się tuż nad moją głową. Szybka analiza. Zakładam, że to informatyk posiadający dziecko i żonę. Przeprowadzają się wspólnie do innego miasta, aby żyć długo i szczęśliwie.
– No więc, ja jestem Magda.
– A ja Ola.
Moją kolejna teorią na udany autostop jest taka, że autostopowicz powinien się mile przedstawić. To wiele ułatwia w komunikacji między nami, a kierowcą. Jest to głównie po to, by rozluźnić panującą nieufną atmosferę oraz abyśmy nie strzelili gafy, gdy będziemy źle wypowiadać imię naszego podwózcy. Oczywiście trzeba być wyrozumiałym, gdy kierowca pomyli nasze imiona. Jest nas przecież dwie i ciężko jest dopasować imię do kobiety, gdy w Polsce mamy przecież koło setki imion.
– Jestem Artur – w końcu odpowiada życzliwie – A wy dziewczyny gdzie jedziecie? – spytał z przejęciem.
– Na Ukrainę. Chcemy zmierzyć się z tradycjami i obyczajami tego kraju – odpowiedziała ciepło Ola.
Gdy wsiadasz do obcego samochodu zawsze jest ta sama śpiewka. Dokąd jedziecie? Dlaczego jedziecie autostopem? Czy się nie boicie się, bla, bla, bla… To chyba zrozumiałe, że jeśli się już decyduje wsiąść do twojego samochodu, to daje ci do zrozumienia, że ci ufam i nie życzę sobie żadnych niespodzianek. Mnie życie nauczyło, że nie należy ufać ludziom. Trzeba się zawsze rozglądać. Natomiast Ola ma pojęcie bardzo stricte harcerskie – “Skoro ja jestem dobra, to oczekuje, że ktoś też będzie dobry”- stara śpiewka Olki, gdy mężczyzna zadał pytanie.
Kolejną taktyką na spokojne i życzliwe przejechanie zamierzonej trasy, jest to, aby już na wstępie powiedzieć kim się jest. Bycie długoletnią harcerką, to nie jest tam jakieś nic. Gdy opowiadamy kierowcom z przejęciem ile to w życiu dobrych rzeczy robimy, jak pomagamy ludziom, jak przeżywamy przygody, jak to chcemy zmieniać świat, to nawet najbardziej napalonym dziwakom opadnie fujara. Bo przecież kto by chciał obmacywać “zakonnice”?
Mija 45 min intensywnego gadania. Już wiem, że Artur ma żonę, urodził mu się niedawno syn Szymon, przeprowadzają graty do pustego domku po babci. Gdybym chciała, mogłabym pracować w jakiś analizach danych, śledztwach czy w innych skomplikowanych, tajemniczych zawodach. Czuje, że jestem w tym dobra. Powoli zaczynam odczuwać poranną pobudkę. Przykleję się tylko troszkę do zabrudzonej szyby i na chwilę zamknę oczy. Dobrze, że Olka siedzi z przodu.
Pożegnawszy się na stacji benzynowej w Gminie Krasnystaw, zaczęłyśmy rozglądać się za kolejnym szczęśliwcem, który będzie miał okazję nas poznać. W jednej sekundzie dostrzegłam parę rejestracji, które potencjalnie mogłyby nam pomóc. Podchodzę do jednego, do drugiego, ech, wszyscy zjeżdżają już do domów. Obchodząc stację dookoła dostrzegam ogromnego tira, a przy drzwiach kierowcy mężczyznę, który grzebie coś po siedzeniem. Był wysoki i dobrze zbudowany. Widzę to po lekko pochylonych plecach na których rysują się mięśnie czworoboczne, wystające spod białej koszulki na ramiączka.
– Dzień dobry – mówię głośno i życzliwie – Czy jedzie Pan może w stronę Zamościa, albo w stronę Tomasza Lubelskiego?
– Tak jadę – i wystawił głowę spod ogromnego fotela – A dokąd dokładniej?- spytał.
Gdy tylko zobaczyłam jego twarz, od razu chciałam zacząć mówić po angielsku. Bruce? Na ciężarówce? Nie. Chyba źle widzę, a słońce daje mi po palić. Twarz mężczyzny była prawie identyczna, do amerykańskiego, łysiejącego 40-sto kilku letniego aktora, który już nie jedno zwiedził i nie na jedno wydał swoje obrzydliwe miliony.
– W sumie to jak najdalej. Nawet na Ukrainę – odpowiada zza pleców Ola.
– Mogę was podrzucić pod Lwów. Tam dziś nocuję – odparł otrzepując dłonie.
– Idealnie – odpowiedziałyśmy wspólnie.
Wnętrze tira jest zdecydowanie o wiele wygodniejsze niż mały Seat Artura. Ola wgramoliła się do ogromnej maszyny jako pierwsza, co znaczy, że będzie siedzieć na łóżku kierowcy, które jest długie i niskie, a mieści się tuż za siedzeniami. Moje pośladki zasiądą w wygodnym fotelu pasażera z bezpiecznymi pasami, podstawką pod nogi oraz przed przestrzenną szybą, gdzie będę podziwiać widoki.
”Nie lubię małych samochodów. Drażnią mnie trzydrzwiowe pojazdy, które mają pojemność komórki pod schodami. To tego jeszcze te wpełzanie z ciężkim plecakiem na tylne siedzenia – masakra. ”
Statystycznie przez pierwsze 2 minuty, to kierowcy obrzucają nas męczącymi pytaniami, o jakich już wcześniej wspomniałam. Nasz kierowca, a dokładniej Polska podróbka Bruce’a Willisa, była jakoś zadziwiająco nierozmowna. Odpowiadał życzliwie na nasze pytania, ale gdy próbowałyśmy nawiązać jakąś dyskusję widać było, że rozmowa zamieniała się w monolog.
Po godzinnej płynnej jeździe zorientowałam się, że Bruce dosyć często spogląda w prawe lusterko. Przez chwile stało się to dla mnie zagwozdką, gdyż nie wyprzedzaliśmy żadnych innych pojazdów, a przecież gdy prowadzisz auto patrzysz się prosto przed siebie a nie na moje kolana! Oczywiście wiedziałam, że jeśli zakładam krótkie spodenki, mogę się spotkać z tzw. “zajeżdżanym wzrokiem”, ale na Boga, mamy upał, a poza tym moje uda nie wyglądają jak u co drugiej top modelki, która prędzej umrze niż zje obrzydliwie tłustego hamburgera.
– Jest Pan żonaty? – spytałam,
– Nie – odpowiedział sucho.
– A może masz dzieci?
– Nie, jeszcze nie.
No tak, wszystko jasne. Coraz bardziej moje ciało zaczęło się spinać, a w głowie zaczęły się kołatać myśli “Spokojnie Magda, on nic ci nie zrobi, on chce sobie tylko popatrzeć”.
Nocleg we Lwowie był bardzo przyjemny. Zatrzymałyśmy się w Polskim Domu Dziecka, który mieścił się na obrzeżach miasta. W zamian za pomoc przy wieczornych grach i zabawach dla dzieciaków dostałyśmy kawałek podłogi, gdzie mogłyśmy spędzić noc. Po wspólnym śniadaniu z najmłodszymi mieszkańcami ośrodka, wyruszyłyśmy w dalszą drogę.
Jeśli pragnąłbyś kiedykolwiek w swoim życiu przemieszczać się autostopem pamiętaj, że warto przed wyruszeniem znać znaki drogowe. Uwierzcie mi, że 20 min machania, ciągłego uśmiechania oraz trzymania wyprostowanej tabliczki daje oznaki bolących mięśni. – Co jest nie tak? Dlaczego nie chcą nas zabrać? – No, w końcu! Tuż przed naszymi stopami zatrzymuje się tirówka z dwoma ogromnymi przyczepami. O mało nie zaliczyłam czołowego zderzenia z karoserią
– быстро, девочки, быстро! – wykrzyczały długie wychylone wąsy zaa opuszczonej szyby
– Bardzo dziękujemy – odpowiedziała wślizgująca się i zatrzaskująca za sobą ciężkie drzwi Olka.
– Tutaj неможно staж, быстро. Tutaj zakaz stawania jest.
No pięknie, może dlatego nikt nie chciał nas zabrać.
Wnętrze maszyny było magicznie i zaskakujące. Bardzo przytulnie, ładnie wykończone oraz wysprzątane. Nigdy nie dostrzegłam u kierowców takiego pedantyzmu. Komórka położona idealnie prostopadle do karty ewidencyjnej wozu, narzędzia powkładane na swoim miejscach, wycieraczki idealnie wytrzepane i wymyte w najcieńszych szczelinach. W powietrzu unosił się bardzo przyjemny zapach, którego nawet nie jestem w stanie opisać.
– Bardzo ma Pan tu ładnie – rzekłam lekko zadumana.
– Moja żona mnie nauczyła. это мой дом. Często tutaj spędzam czas, так любе mieж czysto.
Rozmowa z rosyjskim kierowcą była znacznie przyjemniejsza, niż z Brucem Willisem. Pochodzi z Jakaterynburgu, pracuje w zawodzie ponad 15 lat, jego syn studiuje się w Moskwie, a żona uwielbia spędzać czas w ogrodzie. Lubię gdy kierowcy sami starają się podtrzymywać rozmowę.
– A ile razy miał Pan już autostopowiczki? – spytałam.
– Zero. Это мой первый раз. Braж takie быстро jest niebezpieczne.
Niebezpieczne? Przecież to ja godzę się wsiąść do nieznajomego mi auta, gdzie różne erotyczne przygody mogą mnie spotkać. Okazuje się że nasz Pan Rosjanin przeczytał niedawno w ojczyźnianej prasie, że dwie autostopowiczki okradły i zaszantażowały kierowcę o oddanie im samochodu, inaczej zgłoszą na milicję, że je brutalnie pobił i zgwałcił. Jak dla mnie to kupa śmiechu, bo co za zdesperowane dzieciaki robią takie rzeczy? Ale najwidoczniej niektóre kobiety potrafią czasem naginać swoje prawa.
Jesteśmy tuż za Коростошив. Ponad 3,5 h przejazdu z w№sistym Rosjaninem daje dobry wynik. Zostało nam około 109 km do dzisiejszego celu – Kijowa. Mamy godzinę 13. 30 i dosyć słabą widoczność samochodów na trasie. O tej porze jeździ ich bardzo mało. Idziemy wzdłuż drogi. Gdy tylko nadarzy się okazja wskoczymy do byle jakiego pojazdu, aby nie iść już dłużej w tym cholernym słońcu.
Widoki Ukrainy są naprawdę przepiękne. Długie rozłożyste pola na których stoją niewielkie domki raz z bordowymi, a raz z drewnianymi dachami. Błękitne niebo z puszystymi kłębami chmur, no i te krowy wtapiające się idealnie w pejzaż ukraińskiego uroku. “Żal, żal, za dziewczyną! Za zieloną Ukrainą!” – zaczęłam śpiewać. Olka uśmiechając się również podłączyła się do repertuaru. Aby nie myśleć o ciężkości, słońcu i wodzie najlepiej jest zacząć po prostu śpiewać. To może być każda piosenka jaka ci wpadnie do głowy.
Gdy powoli zaczęła nam się kończyć lista przebojów usłyszałyśmy nadjeżdżający samochód. Nie trzeba się było aż tak bardzo starać, aby go zatrzymać. Spod opuszczających się autoszyb ukazało nam się dwóch młodzieńców, którzy swoim wyglądem przypominali tych, których zamykają w oddziałach psychopatycznych
– ты говоришь по-польски? – spytałam.
– не – i usłyszałam podwójny śmiech zjaranych dwudziestolatków – я так немного говорю, но давай речи – powiedział śmiejąc się przez łzy.
– Do Kijowa! Jedziecie?
– Так. Садитесь.
Gdy tylko zatrzasnęłyśmy za sobą drzwi, już zaczęłam żałować, że nie przeszłam jeszcze 10 km pieszo. Nasi współpasażerowie byli bardzo rozluźnieni, jak na panujące warunki na drodze. Zupełnie jakby jeździli tędy codziennie. Po chwili klik ON. I z głośników spod foteli zaczęła rozbrzmiewać bardzo głośna ukraińska muzyka. Nacisnąwszy jeszcze jeden przycisk czułam, że dach samochodu zaczyna się składać, a przeciskające się silne powietrze zaczyna mi rozkładać twarz na pół.
Siedzę z tyłu, po prawej stronie. Obserwuję kierowcę. Na moje oko 19, może 21 lat. Na głowie ma czapkę z daszkiem, która przysłania mu prawe kaprawe oko. Jakimś dziwnym żartem wystawia swoją żółtą, wełnianą stopę za okno. Na skarpecie można dostrzec dziurę na pięcie. Obok niego pasażer – gruby. Ma obcisłą białą koszulkę opinającą mu boczki na plecach. Ogólnie normalny, ale jakoś dziwnie podśmiechuje.
“A żeby modlitwa miała jeszcze większy skutek mówię na głos “Święta Maryjo, Matko Boża (…)” Mam nadzieje, że to pomoże. ”
Jakikolwiek dialog z naszymi wybawcami jest niemożliwy. Ponad 30 – stopniowa skala dźwięku, pędzący wiatr i brak zainteresowania z ich strony nie dają mi możliwości zastosowania któryś z moich cennych rad. Zaczynam obserwować licznik. Czuje, że wiatr niedługo utnie mi głowę. Ponad 210 km na godzinę! Jezu! Gdy ja jechałam samochodem swojego ojca, ledwo jechałam 50! Patrzę na Olkę. Zamknęła oczy. Wiem, że się modli. Mama powiedziała mi kiedyś, że aby uniknąć bólu i cierpienia, trzeba się modlić Koronką do Miłosierdzia Bożego. Odwracam głowę do szyby. Nie dostrzegam już pejzażu zielonej Ukrainy. W głowie powtarzam wersy koronki “Miej miłosierdzie dla nas i całego świata”
109 km w 40 min. Ukraińskie chłopaki mogą zacząć się mierzyć z Robertem Kubicą. Jesteśmy w Kijowie, stolicy demokracji, prawosławia, lejącej się wódki i taniego McDonalda. Stojąc przed naszym kolejnym noclegiem na drzwiach hotelu widnieją naklejki zakazu. Zakaz wprowadzania psów, zakaz jedzenia lodów, zakaz hałasowania i zakaz wnoszenia broni? Czyżby rewolucja pomarańczowa jeszcze trwała? Po zakwaterowaniu się, poszłyśmy zwiedzić stolicę. Muzea, parki, starówka – przepiękne, zupełnie inne niż te z przewodnika. – A może by tak przebrać się w piękne suknie i iść zabawić się na ukraińskich parkietach? – Właściwie to czemu nie.
Kolejna wylotówka z miasta. Macham, macham z zamkniętymi oczami. Zabawy z obcokrajowcami są najbardziej szałowe, jakie można przeżyć. Nie muszę znać ukraińskiego by się dogadać z kolesiem w tańcu, najważniejszy jest język ciała.
“Co to znaczy być grzeczną? To znaczy, że mam być kulturalna i serdeczna wobec obcych mi ludzi, czy też mam nie kombinować z nieznanymi mi dobrze mężczyznami? Nigdy to nie jest u niej jednoznaczne”
Jest! Udało się. Osobówka. A w niej, dwóch gości uśmiechających się szeroko. – Bonjour, les filles.
O nie, francuzi. Jak dobrze mieć towarzyszkę, która przez 6 lat uczyła się we francuskiej szkole.
Zamykając bagażnik obcego samochodu zawsze pamiętaj, aby spojrzeć na rejestrację, zapamiętać ją i jak najszybciej wysłać smsem do bliskiej ci osoby. Gdy jesteś w środku auta rozpisz też jak najwięcej szczegółów, które widzisz.
“Droga mamo jestem w granatowym oplu astra 868- 31 IB. Siedzę na futrzastym siedzeniu, na lusterku wisi drewniany krzyżyk, a kierowca nazywa się Christophe Facciollo“
W ten sposób możecie szybko zareagować w trakcie niebezpieczeństwa jakie mogą przydarzyć w trasie. Ja zawsze kontaktuję się z mamą w ten sposób, choć wole jej nie pisać, że jadę z dwoma mężczyznami. To by ją przeraziło.
– Co on mówi?
– Pyta, czy umiesz coś powiedzieć po francusku.
– Qui. Omelette du fromage – odpowiedziałam. Tylko tyle zapamiętałam z 6 lat uczenia się j. francuskiego
Trasa M-O5, Белая Церковь – rozwidlenie dróg. To tutaj zostawilły nas żabojady, którym nie było po drodze do naszego celu. Trochę niefortunnie jak na środek przejazdu autostrady, gdzie widać oznaki wc ześniejszego wypadku.
– Może nie będzie tak źle – powiedziała Olka przełykając ślinę. – Nawet nie za bardzo mogą tu się zatrzymywać.
– Szybko pisz kartkę. Lepiej, żebyśmy tutaj nie stały. Jest zbyt niebezpiecznie.
Mineły 2 minuty, a naszym oczom ukazała się polska rejestracja samochodu ciężarowego. Boże błagam zabierz nas stąd! Niee! Niech to szlag! Zaczekaj, zatrzymał się! Dawaj szybko!
– Dziękujemy, uratował Pan nam życie.
– Drobiazg. Lubie zabierać ładne dziewczynki ze sobą. Jestem Jacek.
Jacek to miły gość. Jest po 30 – stce, mieszka niedaleko Lublina, ma żonę i 11 – nastoletnią córkę. Chyba do tej pory to nasz najbardziej wygadany kierowca. Ciągle nawijał. Jakby mu płacili od każdego wypowiedzianego słowa, to byłby milliarderem. W pewnym momencie zaczeliśmy rozmawiać o zawodzie tirowca – przewoźnika. Domyślałam się, że za takie fuchy płacą niezłą kasę, ale w sumie, co z tego jak w rodzinnym domu są może tylko 4 dni w miesiącu. Dostrzegałam w oczach Jacka smutek. Widzę, że już wcześniej o tym rozmyślał.
– To dobre pieniądze, ale żadko jestem w domu. Nie skończyłem żadnej szkoły i nie dostanę lepszej pracy niż tutaj. Nic na to nie poradzę.
Trochę mineło czasu zanim przekonałam Jacka by zostawił robotę i wracał do córki i kochającej żony. To straszne, jak ludzie biegną za pieniędzmi, by mieć wygodne, ustatkowane życie, a jak zapominają o rodzinie.
Przez CB radio dochodzą skrzeczące dźwięki. Słychać jak Polscy kierowcy porozumiewają się między sobą. Zabawne jest to, że używają oni słów, które dopiero po chwili odkrywasz ich prawdziwe znaczenie. Dawca – motocyklista; Dyskoteka – radiowozy stające z włączonymi kogutami; Lunatyk – samochód bez włączonych świateł i wiele, wiele innych śmiesznych. Nagle jakiś Mobilek wyznał, że ładne Automaty do lodów stoją tuż za 312. Automaty do lodów?
– Prostytutki.
– Kto?
– Dziewczynki do towarzystwa. Nie wiesz, kto to?
– No wiem, ale ja w życiu nie widziałam takiej “dziewczynki”.
– Nie? Ha ha. To rozejrzyj się na trasie.
Może uszy stały się niczym radary, a oczy jak lornetki. Może Jacek się ze mnie wyśmiewać, ale ja naprawdę nigdy nie miałam z takimi osobami do czynienia.
– O matko, widzę! O fu! Jakie obleśne! – Moim oczom ukazała się niewysoka kobieta z długimi czarnymi włosami. Miała krótką spódniczkę, kurtkę jeansową oraz kozaki na obcasie.
– O cholera jeszcze jedna! – Tym razem blondynka w szortach, bluzce na ramiączkach i sandałach.
Wiadomości podają, że co czwarta Ukrainka zostaje prostytutka, a Ukraina jest obecnie największym seks eksporterem do Europy. Skąd to się bierze? Z braku wykształcenia, zainteresowań czy braku godności?
– Z braku pieniędzy – odpowiada, wzdychający Jacek. – Jeśli to robią, to znaczy że chcą, a jeśli chcą, to ja nie będę narzekał.
Obleśne Jacek, nie chciałbyś abym była teraz twoją żoną. Powoli zaczyna się ściemniać, a nasza dzisiejsza trasa dobiega końca.
– Macie gdzie spać, dziewczyny?
– Nie. Jeszcze nie mamy pomysłu na nocleg.
– Jak chcecie to zatrzymuje się u mojego przyjaciela z żoną. Jeśli macie chęć, to spróbujemy gdzieś was wcisnąć w jakaś kanapę – zaproponował miło. – Zboczymy trochę z trasy, a jutro jak będziemy wyjeżdżać, to podrzucę was na autostradę.
– Ojej. Bardzo dziękujemy. Dzisiejszy dzień zawdzięczamy Tobie – powiedziała ciepło Ola.
Uwierzcie mi jakim błogosławieństwem, jest się wymyć, wyspać i najeść do syta za darmochę. Państwo Harasyvniuk to naprawdę mili ludzie. Do późnej nocy opowiadali nam ciekawostki z historii Ukrainy. Przed wyruszeniem w drogę otrzymałyśmy od nich trochę słodyczy.
Tak jak obiecał, Jacek wysadził nas na stacji benzynowej w Врадиивка. To już ostatni odcinek naszej trasy. Długo nie trzeba było czekać na zbawienie. Zabrała nas o dziwo kobieta. Na nasze oko 35 – latka. Bardzo zadbana, posiadająca dobre auto. Na przednim siedzeniu siedziała starsza kobieta. Srebrne włosy, okulary na nosie, rozciągnięty blado – różowy sweterek. Rzadko spotyka się kobiety, które podwożą autostopowiczów. Zwykle tego nie robią, gdyż prawdopodobnie obawiają się o własne życie. Nasza rozmowa nie była zbyt długa. Przedstawiłyśmy się, odhaczyłyśmy wszystkie podpunkty złotych porad i spokojnie czekałyśmy aż przejedziemy ostatnie 116 km.
Nagle coś się zaczęło dziać ze staruszką. Nie do końca rozumiałyśmy co się wydarza, bo żadna z nas nie bardzo znała ukraiński. Z pojedynczych słów wynikało, że starsza kobieta doznała ataku bolących pleców. Boże i jak tu się zachować? Nie znam ukraińskiego, nie znam tej kobiety, ale znam techniki rehabilitacyjne, uśmierzające ból. Może jakoś pomóc? W pierwszym momencie nie wiedziałam, czy tak w ogóle wypada, ale gdy tylko kierowca kiwnęła głową, że otrzymałam błogosławieństwo zaczęłam masować plecy kobiety.
Z początku wydawało się to bardzo poważne i traumatyczne, lecz kiedy po parunastu minutach staruszka zaczęła wydawać odgłosy, jakby przeżywała swój pierwszy orgazm, to ani ja ani Olka nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu. Dlaczego to zawsze ja jestem kozłem ofiarnym? Już widzę jak twarz Olki zaczyna nabierać bordowego koloru i nie może przestać podśmiechiwać.
– Bardzo zabawne Olka, może chcesz mnie zmienić?.
Rzadko w ciągu roku bywam nad morzem. Tylko, praca i obowiązki. Przejazd autostopem to niesamowita przygoda. W ciągu jednej podroży poznajesz wielu ludzi, którzy chętnie opowiadają ci swoje historie w przejechanych kilkunastu kilometrach. Jeszcze dzisiaj, w chwili kiedy piszę te słowa, tęsknię za tym i wiem, że będę w życiu tego szukała. Jeszcze powróciłam do Polski cała i zdrowa, a już czuję, że będę wsiadała w kolejne powozy.
Podróże autostopem bywają niebezpieczne, jeśli nie ma się oczu dookoła głowy. Łatwo jest komuś niepoczytalnemu zaufać. Złoty środek leży w tym, aby móc jak najlepiej rozegrać i rozplanować podróż by ona była jak najbardziej bezpieczna.